"Don't give into despair. Life is better or worse than our dreams, only completely different" - W. Szekspir
JULIE'S POV;
16.11.2014r. -
niedziela
- Czemu nic nie mówisz? - spytała po raz któryś Martina
- Myślę - odparłam delikatnie patrząc się nadal na jej grób.
- Julie, pamiętasz, przecież sobie obiecałyśmy sobie, że się nigdy nie rozkleimy przy mamie, tak?
- Przecież mamy tu nie ma - powiedziałam, jak mała dziewczynka, która czegoś nie widzi, myśli, że tego nie ma.
- Jest, duchem, ciałem niekoniecznie, ale duchem zawsze jest i będzie przy nas - objęła mnie ramieniem i skierowałyśmy się w stronę wyjścia.
Ona nie żyje już miesiąc. Moja mama umarła. Najpierw tata, potem mama.
- Dlaczego ludzie umierają?
- Jest, duchem, ciałem niekoniecznie, ale duchem zawsze jest i będzie przy nas - objęła mnie ramieniem i skierowałyśmy się w stronę wyjścia.
Ona nie żyje już miesiąc. Moja mama umarła. Najpierw tata, potem mama.
- Dlaczego ludzie umierają?
- Juli, zachowujesz się jakbyś miała kilka lat - parsknęła śmiechem. - No dobrze, przecież to chyba nie logiczne mieć po 642 lata, co nie?
- Dlaczego?
- Oh, skoro człowiek w wieku 70 lat już nie biega, już jest coraz bardziej osłabiony, to w wieku 200 lat nie wstałby z łóżka i praktycznie nic by nie robił.
- Mądra jesteś - dotarłyśmy do naszego blokowiska i poczłapałyśmy na trzecie piętro. Tak jak zwykle usiadłyśmy w saloniku i gapiłyśmy się bezczynnie w telewizor.
- Może idź do znajomych, co?
- Nie chcę, serio. Pouczę się, właśnie, muszę się uczyć.
- Akurat! Zmykaj do Caroline'y! - nie chciałam więcej nic mówić, więc wciągnęłam buty i narzuciła płaszcz na siebie i ulotniłam się z mieszkania.
Kilkanaście minut przemyślałam nad tym, jak to jest być w niebie. W niebie, mama i taka to byli cudowni ludzie. Strasznie ich kochałam. Co ja bym dała, żeby oni chodzili tu po ziemi? Wszystko, dałabym wszystko.
Kilkanaście minut przemyślałam nad tym, jak to jest być w niebie. W niebie, mama i taka to byli cudowni ludzie. Strasznie ich kochałam. Co ja bym dała, żeby oni chodzili tu po ziemi? Wszystko, dałabym wszystko.
- Coś ty taka zamulona?
- Rodzice...
- Przepraszam - wyszeptała. - Ach! Ja i moja skleroza, wiesz, dzisiaj w ogóle poszliśmy do sklepu z Davidem - jej bratem - i...
- Dobra, spoko - przerwałam jej, bo wiedziałam, że jej się głupio zrobiło i chciała jakoś uratować sytuację, ale nie miałam na to specjalnie ochoty.
- Co chcesz robić? Kino, basen, spacer?
- Spacer.
- No co ty, to nudne!
- Jak można nie lubić spacerować? - zdziwiłam się.
- Normalnie, równie dobrze możesz sobie pochodzić po mieszkaniu, albo nawet w domu.
- To nie to samo, nie na dworze i w ogóle.
- No to kino.
- No to kino.
- No błagam cię - nie odpowiedziała tylko uśmiechnęła się do mnie i już coś pisała na laptopie.
- Popatrz, obyczajówka, horror, komedia, romantyk - wyliczała. - O, ten! O miłości!
- Popatrz, obyczajówka, horror, komedia, romantyk - wyliczała. - O, ten! O miłości!
- Nienawidzę cię - parsknęłam śmiechem. Nienawidzę filmów romantycznych, a ona dobrze o tym wie! Małpa złośliwa!
Wyciągnęła mnie do kina, tak jak mówiła. Film był okropnie nudny, choć Caro myśli inaczej, ona w ogóle ma inny tok myślenia.
- A teraz idziemy na imprezę!
- Caro, nie dzisiaj, proszę.
- To cię rozerwie. Serio.
- No nie wiem - nie chciałam iść, źle się czułam, kino to już i tak dużo. Pójdę na imprezę, bo lubię imprezy, ale ułożone, choć teraz nie było to na miejscu ani trochę, zbyt świeża sprawa.
- Zadzwoń do Tina'y.
- Ale po co?
- No, zapytaj się i ona ci powie, czy powinnaś iść, to mądra laska - cóż. Tak zrobiłam, zadzwoniłam.
- Chcesz iść na imprezę? - powtórzyła moje słowa.
- No tak...
- Pewnie, idź! Rozerwij się! - kurcze, nie te słowa chciałam usłyszeć. Wolałam jakby powiedziała "wiesz, to chyba nie czas na imprezy..." rozłączyłam się z nią i Car na mnie naskoczyła.
- Oxford Club czeka na nas! - zapiszczała i pociągnęła mnie za rękaw w stronę ulicy głównej - Oxford Street.
Mimo, że miałam na sobie jeansy i koszulę, a Caroline'a jeansy i bluzę poszłyśmy an imprezę.
Nie zamierzałam się dobrze bawić, po prostu w miarę dobrej atmosferze spędzić czas.
- A teraz idziemy na imprezę!
- Caro, nie dzisiaj, proszę.
- To cię rozerwie. Serio.
- No nie wiem - nie chciałam iść, źle się czułam, kino to już i tak dużo. Pójdę na imprezę, bo lubię imprezy, ale ułożone, choć teraz nie było to na miejscu ani trochę, zbyt świeża sprawa.
- Zadzwoń do Tina'y.
- Ale po co?
- No, zapytaj się i ona ci powie, czy powinnaś iść, to mądra laska - cóż. Tak zrobiłam, zadzwoniłam.
- Chcesz iść na imprezę? - powtórzyła moje słowa.
- No tak...
- Pewnie, idź! Rozerwij się! - kurcze, nie te słowa chciałam usłyszeć. Wolałam jakby powiedziała "wiesz, to chyba nie czas na imprezy..." rozłączyłam się z nią i Car na mnie naskoczyła.
- Oxford Club czeka na nas! - zapiszczała i pociągnęła mnie za rękaw w stronę ulicy głównej - Oxford Street.
Mimo, że miałam na sobie jeansy i koszulę, a Caroline'a jeansy i bluzę poszłyśmy an imprezę.
Nie zamierzałam się dobrze bawić, po prostu w miarę dobrej atmosferze spędzić czas.
___________________________________________________________________
Wiem, nie jest długi, ale mi się taki podoba :)
Wprowadzający taki :D
Ja Cię błagam! Zakładasz nowe blogi, a stare ZAWIESZASZ. Ale nie czepiam się, bo sama miałam miliony blogów. xD
OdpowiedzUsuńCzekam na chapter two!
~ Nicka xx
O fuck, nie miałaś czytać tego bloga, ale skoro jesteś... To dodawaj komentarze, ale w realu udawaj, że NIE ISTNIEJE, ołkej? :)
UsuńI nikomu nie mów, kogo znamy ;)
Ołkey. xd
UsuńA czemu nie miałam go czytać? Na serio myślisz, że taka głupia jestem i się niezorientuje, że go piszesz? xD
No nie, ale chciałam, żeby nikt o nim nie wiedział, kogo znam xd
UsuńJejku, nie umiem wytłumaczyć xD